Dzisiejszy post o szczycie Kilimanjaro nie tyle chciałabym poświęcić zagadnieniom organizacyjnym wyjazdu, ale chciałabym podzielić się z wami swoim luźnymi refleksjami i wrażeniami, jakie wywarł na mnie cały wyjazd do Tanzanii.
Tak ogólnie. Trochę o samym szczycie Kilimanjaro. Tanzanii, Zanzibarze, ludziach, klimacie i itd.
Takie tam może nie pierwsze, bo już ponad rok minął od mojego wyjazdu, no ale pewne wrażenia. Które dość mocno utkwiły mi gdzieś w pamięci, jakie miałam po swoim pobycie w tej części Afryki.
Na początek może kilka słów jak też mój ten cały wyjazd wyglądał. Jak podeszłam do jego organizacji.
Od pewnego czasu, z wyjazdu na wyjazd, moje podejście planowania i organizacji górskich przedsięwzięć wyglądają coraz bardziej spontanicznie.
Co prawda organizacja wyjazdu na najwyższy szczyt Afryki, wulkan Kilimanjaro nie wymaga jakiś większych działań organizacyjnych.
Praktycznie sprowadza się to zakupu biletu lotniczego, zarezerwowania noclegu i ogarnięcia agencji wyprawowej. To jednak w moim przypadku nawet tego ostatniego nie chciało mi się przed wyjazdem załatwić.
Tym razem jak zwykle po zakupie biletów lotniczych, zarezerwowałam nocleg w hostelu w Mosh i tyle.
Stwierdziłam, że po przylocie jakimś cudem uda mi się znaleźć lokalną agencję wyprawową, która zabierze mnie w góry. I całe szczęście wszystko poszło po mojej myśli.
A nawet i jeszcze lepiej, bo w momencie rejestracji w hostelu dostałam propozycję wyjazdu na Kilimanjaro. Nie zdążyłam nawet się przepakować po przylocie, a już w godzinach popołudniowych byłam po finalizacji wyjazdu z lokalnym przewodnikiem.
Czego konsekwencją był fakt, że następnego dnia z rana byłam już w drodze pod wulkan Kilimanjaro. A gdzieś w okolicach południa tego samego dnia rozpoczynałam swój trekking do pierwszego obozu.
Niewątpliwie to była moja najszybciej zorganizowana wyprawa górska, a właściwie cały wyjazd.
O samej organizacji wyjazdu może więcej opiszę poniżej, tymczasem chciałabym poruszyć trochę kwestii, które przed wyjazdem na szczyt Kilimanjaro mogą trapić wiele osób.
Czy warto jechać na szczyt Kilimanjaro?
Pewnie osoby realizujące projekt zbieractwa wszystkich najwyższych szczytów świata nie zadają takiego pytania. To jednak osoby takie jak ja, które przy wyborze swoich kolejnych górskich celów kierują się zupełnie innymi kryteriami, mogą mieć pewne wątpliwości czy jechać na tą górę?
Czy warto wydać 1500 USD za samo wejście na szczyt?
Czy wejście z całą świtą tragarzy, przewodnika i kucharza lub kelnera to jest wyzwanie dla mnie? Bo przecież jeździłam dotychczas w góry sama, bez jakiegokolwiek wsparcia?
No i czy szczyt nie jest dla mnie za prosty? Większość osób uważa, że na wulkan Kilimanjaro może wejść każdy? Nawet niejedno Kółko Gospodyń Wiejskich.
Poza tym pewnie wiele osób się zastanawia jaki naprawdę jest szczyt Kilimanjaro? Łatwy czy trudny? Zimny czy ciepły? Jak to jest pojechać do Afryki? Czy jest czego się bać?
Poniżej postaram się odpowiedzieć na wiele z tych nurtujących może i ciebie pytań.
Szczyt Kilimanjaro dlaczego pojechałam?
Przyznam się szczerze, że dotychczas nie brałam pod uwagę wyjazdu na szczyt Kilimanjaro.
Oczywiście uważałam go za swój cel górski w przyszłości, ale może na emeryturze. No bo przecież jest za prosty. Głównie kondycyjny no i ten cały cyrk z agencją. Jakby samemu nie można było na niego wejść?
Może jedynie pod względem położenia wyjazd na szczyt Kilimanjaro wydawał mi się atrakcyjny. Jeszcze nigdy nie byłam na czarnym lądzie, no bo przecież Egipt i Tunezja to nie to samo.
Marzyło mi się poznać choć odrobinę takiej prawdziwej afrykańskiej kultury, klimatu i kuchni. Poza tym pobyt na gorącym Zanzibarze po zejściu z gór, kusił mnie do wyjazdu jeszcze bardziej.
No i najważniejsze, ponieważ od kilku lat jeżdżę głównie do Ameryki Południowej, potrzebowałam odmiany. Czegoś nowego.
Stąd taka decyzja.
A zatem jeśli ciągnie cię egzotyka czarnego lądu. Pragniesz zobaczyć tą część Afryki. Kochasz góry, a w szczególności wulkany. I szukasz dość „prostego” pod względem organizacyjnym szczytu. To szczyt Kilimanjaro jest dla ciebie.
Szczyt Kilimanjaro jaki jest naprawdę?
Jako osoba, która lubi czytać o górach i szczytach różnych nie ukrywam, że zazwyczaj spotykałam się z opiniami, że szczyt Kilimanjaro to jeden z najprostszych do wejścia pięciotysięczników na świecie.
A jak jest naprawdę?
Na pewno biorąc pod uwagę fakt, iż na wulkan Kilimanjaro nie można wejść od tak sobie samemu, to trzeba przyznać, że organizacja wyjazdu na tą górę jest wręcz banalna.
Dlatego zawsze dziwiło mnie dlaczego niektóre osoby w Polski decydują się na wyjazd na tą górę z polska agencją, która i tak musi korzystać z usług agencji lokalnej.
Wiem czepiam się, mimo tego że ja też kiedyś na samym początku swoich wyjazdów korzystałam z usług takich agencji. Nie tylko tych polskich, ale i lokalnych. Zresztą może kolejny post poświęcę właśnie takim różnicom. Jak to wygląda kiedy jedziemy samemu i kiedy korzystamy z pomocy innych agencji.
Wracając do tematu, jak pisałam wcześniej pod względem organizacyjnym, oraz może jeszcze oprócz noclegu i przelotu, nic nie trzeba więcej załatwiać aby pojechać na szczyt Kilimanjaro. Trzeba natomiast dość sporo za to wszystko zapłacić, ale coś za coś.
W cenie agencyjnej 1500 USD dostajemy w pakiecie przewodnika, dwóch lub trzech tragarzy i kucharza, u mnie był to kelner. Tak pierwszy raz w życiu pojechałam w góry, gdzie miałam do dyspozycji kelnera. Poza tym nic nie musiałam więcej sama załatwiać i ogarniać, martwić się o spanie, jedzenie itp.
Miałam tylko iść do góry lub leżeć i pachnieć, no może jeszcze pić dużo wody w ciągu dnia.
W końcu będąc w górach mogłam na spokojnie z małym plecaczkiem rozkoszować się widokami podczas podejść i zalewać pytaniami mojego przewodnika o wszystko, bez końca.
Przyznam się szczerze, że taka forma wypraw górskich jeden na jeden, guide kontra klient, nawet bardzo mi się spodobała. Bo gdy sama jestem w górach to czasem nawet mi tego brakuje. Bo nie ma czasami nawet do kogo gęby otworzyć, a tak mogę dowiedzieć się o danym miejscu naj najwięcej.
I znów zeszłam trochę z tematu.
A zatem szczyt Kilimanjaro to góra prosta w organizacji. Natomiast co do samego wejścia, to tutaj sprawy maja się już ciut inaczej.
Sam fakt, że szczyt Kilimanjaro ma pochodzenie wulkaniczne sprawia, że uważany jest za szczyt dość prosty technicznie. I tak w sumie jest, ponieważ pod względem ukształtowania i formacji skalnych, szczyt nie wymaga żadnych umiejętności wspinania typowo sportowego.
Nie można jednak zapomnieć o tym, że Kilimanjaro jest górą kondycyjna, czyli podczas podejścia do góry wymaga pewnej wydolności organizmu i co najważniejsze odpowiedniej aklimatyzacji do występujących wysokości.
O ile kondycję, czy też wytrzymałość fizyczną możemy rozwinąć poprzez odpowiedni trening, to jeśli chodzi o zdolności aklimatyzacyjne do wysokości to już jest to kwestia czysto indywidualna.
Niestety nie da się „wytrenować” adaptacji do wysokości, nie przebywając na niej. Są pewne teorie o pamięci organizmu itp. Ja jednak dość sceptycznie do takich poglądów podchodzę.
Patrząc na to jak mój organizm przystosowuje się do wysokości i obserwując inne osoby w górach musze niestety stwierdzić, że to jest kwestia bardzo indywidualna, delikatna i niestety dość chwiejna.
Niby, poprzez doświadczenie podczas moich wcześniejszych pobytów wysoko w górach, wiem kiedy spodziewać się już pierwszych symptomów wpływu wysokości na mój organizm, to z wyjazdu na wyjazd wygląda to u mnie trochę inaczej.
Jeśli chodzi o mnie, to ja ze względu na niski poziom czerwonych krwinek we krwi, bardzo wolno się aklimatyzuję.
Pierwsze objawy działa ciśnienia wraz ze wzrostem wysokości odczuwam w okolicy 3500 m n.p.m. podczas pobytu w górach powyżej 6000 m n.p.m. W Alpach wygląda to u mnie już trochę inaczej. Pierwsze ostrzejsze objawy wpływu wysokości odczuwam gdy znajdę się w okolicach 4000 m n.p.m. lub wyżej.
Pierwszymi objawami jakie u siebie spotykam to ból głowy. Następnie są to mdłości, brak apetytu, senność i zmęczenie, gdy jest już gorzej zaczynają się wymioty. W skrajnych przypadkach są to wymioty naprzemienne z bólem głowy i tak co kilka minut, aż organizm się całkowicie zmęczy i w końcu zaśnie.
Taki stan utrzymuje się u mnie od kilku do kilkunastu godzin. Pełną aklimatyzację udaje mi się osiągnąć po dwóch trzech dniach. Wtedy jak ręka odjął nagle zaczyna wracać apetyt i czuje się jak nowo narodzona.
Jakby to nie zabrzmiało głupio, to taki stan rzeczy w momencie zmiany wysokości jest „normalny”. Niestety działanie zmiany ciśnienia, niedobór tlenu w powietrzu oraz nasze biologiczne uwarunkowania powodują niedotlenienie mózgu. A następnie ból, osłabienie, zawroty głowy i wymioty.
Oczywiście każdy będzie to przechodził z różnym stopniem natężenia. Bowiem wszystko zależy od szybkości produkcji przez nasz organizm czerwonych krwinek i transportu cząsteczek tlenu w całym organizmie.
Na szczęście można sobie z tym radzić. Jak?
Na pewno nie farmakologicznie. Chociaż środki typu aspiryna lub inne przeciwbólowe mogą nam ten proces nieco ułatwić.
Przede wszystkim należy przyjmować duże ilości płynów. Niestety jeśli podobnie jak ja w ogóle nie odczuwacie pragnienia w ciągu dnia, to nie będę miała dla was pocieszenia. Musicie po prostu pić wodę w górach na siłę.
To naprawdę pomaga i nawet już po wypiciu jednego litra będziecie wstanie odczuć różnicę po godzinie. Potwierdzam to działa.
Wracając do wulkanu Kilimanjaro to podsumowując niewątpliwie jest to szczyt nie wymagających żadnych umiejętności wspinaczkowych, chodzi o wspinanie sportowe. Jednakże ze względu na jego wysokości i zmienność temperatur podczas podejścia nie należy zupełnie tej góry bagatelizować.
Przed wyjazdem na szczyt Kilimanjaro warto przygotować się kondycyjnie, głównie wydolnościowo i nastawić na dość bolesny, choć nie zawsze, proces aklimatyzacyjny. Zresztą w górach jak to w górach zawsze warto mieć jakiś plan awaryjny w głowie.
Wyjazd do Tanzanii, a bezpieczeństwo?
Jeśli chodzi o kwestie bezpieczeństwa podczas pobytu w Tanzanii to myślę, że należy ten kierunek traktować tak jak każdy inny. Jadąc samemu nie włóczyć się po jakiś podejrzanych miejscach, w szczególności w godzinach nocnych.
W miarę możliwości unikać kontaktu z miejscowymi. Oczywiście nie należy przesadzać i robić z siebie dzikusa, ale utrzymywanie w relacjach pewnego dystansu na pewno nie zaszkodzi.
Pilnować swoich rzeczy osobistych, w tym w szczególności kasy i dokumentów. Nie obnosić się z drogimi rzeczami, sprzętem technologicznym czy droga biżuterią.
Jeść tam gdzie jedzą tubylcy, co choć trochę uchroni nas przed jakimiś przygodami żołądkowymi. Zalecam też, kilka dni przed wyjazdem w góry, pełną wstrzemięźliwość od surowych owoców i warzyw oraz napojów lanych do szklanek nie wiadomo skąd.
Najlepiej przed górami jeść produkty sprawdzone lub zbliżone do tych jadanych przez nas na co dzień w Polsce. Spokojnie, po zejściu z gór będzie czas na te wszystkie smaczne lokalne rarytasy.
Osobiście nie miałam jakiś dziwnych przygód podczas wyjazdu do Tanzanii. Nawet ze cztery razy udało mi się przejść przez ulicę i przeżyć. Kto już jeździ trochę po świecie, to wie o czym mówię.
Szczyt Kilimanjaro – organizacja wyprawy
Czas na przysłowiową wisienkę na torcie, czyli gotowy przepis jak zorganizować wyjazd na szczyt Kilimanjaro.
Co prawda wszystkie szczegóły jak to zrobić wraz z cenami i innymi radami podałam w Informatorze o szczycie Kilimanjaro, który znajdziecie tutaj. Jednak tym razem chciałam wam zdradzić sekret jak ja zorganizowałam swój wyjazd.
Po pierwsze poleciałam samolotem z międzylądowaniem do Nairobi w Kenii, następnie kolejnym samolotem poleciałam do miejscowości Kilimanjaro.
Na lotnisku załatwiłam przejazd taksówka do miejscowości Mosh. Uznałam, że to właśnie w Moshi najłatwiej uda mi się ogarnąć jakąś agencję lokalną wyprawową.
Oczywiście przed wylotem zarezerwowałam jeden nocleg w hostelu Climber Home gdzie bez problemu podczas rejestracji dostałam informację, że jeśli mam w planach wejście na szczyt Kilimanjaro to bez problemu oni mi taki wyjazd zorganizują.
I tak się stało. Umówiłam się za jakąś godzinę na rozmowę z przewodnikiem lokalnym i po kilku minutach, podczas których ustaliłam cenę tej całej mojej górskiej przyjemności i drogi wejścia, miałam już cały wyjazd ogarnięty.
Koniec organizacji wyprawy na szczyt Kilimanjaro.
Podaję dokładną nazwę hostelu, bo mogę go z pewnością polecić. Jest jak dla mnie ok.
Podczas swojego pobytu czułam się w nim bezpiecznie. Ma dobre wifi i jest w nim w miarę czysto. Poza tym hostel zapewnia także organizację takich wyjazdów jak safari czy inne atrakcje. Samo miejsce w hostelu można rezerwować m.in. przez serwis booking.com.
Jeżeli interesuje kogoś namiar bezpośrednio na przewodnika, który organizuje wejście na szczyt Kilimanjarom, to w informatorze, który znajdziecie tutaj, zamieściłam wszystkie informacje kontaktowe.
Na sam koniec już tylko nadmienię, iż warto przed wyjazdem określić sobie mniej więcej koszt takiej wyprawy już na sam szczyt Kilimanajro. Chodzi mi o całościowy koszt agencyjny z napiwkami.
Ja co prawda agencję załatwiałam dopiero na miejscu w Mosh, ale kilka dni przed wylotem zlokalizowałam w sieci kilka agencji lokalnych i oszacowałam mniej więcej cenę takiej wyprawy. Dało mi to jakiś obraz, na jaką cenę jestem wstanie się zgodzić przy organizacji wyjazdu. U mnie ten koszt oszacowałam na 1500 USD. No i w takiej cenie wszystko udało się ogarnąć.
No to może jeszcze jedna porada. Jeżeli szukacie sami agencji lokalnej, to warto przed wyjazdem zrobić przegląd google map. Np. wpisać hasła typu agency, trekking, Kilimanjaro i przejrzeć lokalizacje udostępnione na mapie. Warto też pospisywać sobie adresy, informacje kontkaktowe, zrobić printscreeny map z lokalizacją, wydrukować i zabrać ze sobą na wyjazd. Taki mały górski patent ode mnie.
Tyle na dzisiaj. Może w którymś z kolejnych postów opiszę co warto ze sobą zabrać ze sprzętu na szczyt Kilimanjaro i jak się ubrać w góry.