Himalaje – Relacja z wyprawy

with Brak komentarzy

Wyprawa Himalaje relacja

Himalaje – relacja w wyprawy w najwyższe góry świata Himalaje.

Chciałam jakoś to wszystko zebrać w całość, żeby fajnie się czytało. I jak szukałam pomysłu na kompilację, czas uciekał i tak minął prawie rok.

A teraz jak siadam przed klawiaturom to mam wrażenie, że wszystkie wspomnienia jakby za jednym dotknięciem wyparowały mi gdzieś, hen hen daleko.

I tak od kilku tygodni zlepiam w całość to co mi się przypomni.

Najciekawsze momenty, gafy, pomyłki, wesołe jak i te smutne chwile. Wszystko na raz i w kupie zarazem.

Mam nadzieję, że będzie dobrze się czytało. Zapraszam do lektury.

Ja już rozgościłam się na dobre w Polsce po prawie miesięcznej nieobecności. Zdążyłam powrócić do starych nawyków przed wyprawowych i nabawić się nowych.

Trudno mi jeszcze uwierzyć, że ten cały czas przemknął tak migiem przez palce i jestem już tutaj z powrotem.

Trochę żal, że tak mało człowiek nasycił się tymi wierzchołkami, napatrzył, naoglądał … i brakuje tego obrazu himalajskich łańcuchów górskich.

A wszystko zaczęło się od …

Podróży pociągiem do Poznania, skąd miałam wylot do Kathmandu.

Poznań zupełnie obcy mi ląd, pomimo moich dwukrotnych odwiedzin na Wydziale Geologii z zamierzchłych studenckich czasów. Kiedy to brałam udział w „złocie” fanatyków nieziemskich kamieni, czyli Polskiego Towarzystwa Meteorytowego.

W szczególności w pamięci utkwił mi dotąd rezerwat kraterów Morasko. No ale nie o nim teraz mowa.

Obawiałam się tego dojazdu pociągiem, bo już raz miałam niemiłe wspomnienia z przed wyprawowego korzystania z usług PKP, ale tym razem wszystko poszło tak jak należy.

A podróż przede mną długa z dwoma przesiadkami. Przelot z Poznania do Monachium, a stamtąd do Dehli, żeby wreszcie przesiąść sie na ostatni lot do Kathmandu. Ufff

I kiedy tak rozsiawszy się wygodnie z pociągowym fotelu, dojrzałam wciśniętą gazetkę za fotelem siedzenia przede mną. Sięgnęłam po nią ręką, spojrzałam na okładką, a przed moimi oczami ukazała się informacja o zawartości, a właściwie wywiadzie przeprowadzonym z Anną Czerwińską.

– O nie. Mam nadzieję, że moja pierwsza wizyta w Himalajach nie skończy się tak ja ta pierwsza dla Pani Ani. – Tylko jedno skojarzenie mogło mi przejść przez myśl na taki widok.

Rozsiadłam się wygodnie w fotelu, wyciągnęłam nogi przed sobą, otworzyłam gazetę i zabrałam się do czytania.

Himalaje – Relacja z wyprawy – Kathmandu, stolica Nepalu.

Miejsce pełne smogu samochodowego, dźwięku klaksonu i tłumu kroczącego w maskach na twarzach.

Co krok obserwujemy pełne sklepy „oryginalnego” sprzętu i ciuchów wyprawowych z logami dwóch firm The North Face i Mammut. Inne dla nich nie istnieją, czego sama doświadczyłam.

Kupię od ciebie ten plecak. – stwierdza Phulu spoglądając z szerokim uśmiechem na mnie.
A mnie zatkało.
Mój plecak? – pytam zdziwiona, sięgając w skłonie po towar rozpoczętych negocjacji i zarzucając go na lewe ramię.

Phulu nic nie odpowiedział tylko znacząco się uśmiechał w moją stronę. A potrafi się uśmiechać.

Niemal 24 godziny na dobę. Wiecznie uśmiechnięty od ucha do ucha. Średniego wzrostu, kruczo czarne włosy i śniada karnacja, to znaki rozpoznawcze nie tylko dla niego. Większość Nepalczyków tak właśnie wygląda, chociaż on może uchodzić za wielkoluda z takim wzrostem.

Nie Phulu on nie jest na sprzedaż. – odpowiadam. – To wyjątkowy plecak. Mój ulubiony. Dużo się napracowałam, żeby go wybrać. Jest świetny to fakt, ale obawiam się, że gdy usłyszysz ile za niego zapłaciłam w przeliczeniu na te wasze rupie nepalskie, to zrezygnujesz. – dodaję, poprawiają jedno z ramiączek i zapinając pas biodrowy z plecaka.

Ostatecznie nie doszło do transakcji za sprawą mojej odmowy i mój ukochany plecaczek The North Face’a nie zmienił swojego właściciela. A po za tym jak widać nie tylko ja wiem co jest najlepsze w górach.

Himalaje – Relacja z wyprawy – Namcze Bazar

Mój sprzęt „inny” od powszechnie dostępnego w Nepalu wzbudzał nie lada zainteresowanie.

Tak też było w przypadku miejscowości Namcze Bazar, ostatniej osady cywilizacyjnej w pełni, w której miałam zasięg telefoniczny i można było skorzystać z prysznica.

Namcze Bazar jest malowniczą górską osadą położoną na zboczu wzniesienia na wysokości 3 440 m n.p.m., w kształcie krateru wulkanicznego. Z daleka przypomina poletka ryżu uprawianego w Chinach, usiane niebieskimi i zielonymi budynkami. Całość robi niesamowite wrażenie.

To tutaj większość grup trekkingowych rozpoczynających wędrówkę wyżej robi dzień restowy, w celu utrwalenia procesu aklimatyzacji oraz załatwienia formalności wyprawowych.

My także postanawiamy zostać tutaj dzień dłużej.

Samo serce miejscowości to liczne wąskie uliczki z porozstawianymi kramikami przepełnionymi sprzętu wspinaczkowego, rzeczy wysokogórskich, a także rzemiosła ludowego, czy też wyrobów regionalnych.

Ye-ti? – wymawia słowo stojący obok mnie mężczyzna.

Wyraźnie spogląda w moją stronę, a właściwie na mój niebieski sweter puchowy. A ja zmieniam oglądany obiekt i ze spodni mamuta mój wzrok zatrzymuje się na sprzedawcy.

Yeti? Yeti? – powtarza pytając, chyba do siebie. Pod nosem.

Marszczę brwi ze zdziwienia. Właśnie czekam na Asię. Upatrzyła sobie niebiesko – czerwony imbryk do herbaty. Jest bardzo zdeterminowana żeby go zdobyć i w sumie chyba jest w stanie zapłacić każdą cenę za niego.

Himalaje – Relacja z wyprawy – Efekt halo

Magda. Patrz. Co to jest? Przepiękne. – tyrpie mnie Asia, przerywając moje wieczorne szczotkowanie zębów.

Pokazuje palcem na niebo, a tam widoczna świetlista poręcz wokół księżyca.

Momentalnie wstrzymuję czynność mycia zębów i nie wyjmując szczoteczki z ust i nie pozbywając się z nich spienionej pasty odpowiadam.

Ty chyba efekt halo. Tak mi się wydaję. Może to zapowiedź dobrej pogody?

Himalaje – Relacja z wyprawy – Wycieczka wysokościowa

Stawiam krok za krokiem. Mozolnie. A przecież to zaledwie 3500 m n.p.m. Wysokość robi swoje.

Ciężko mi się oddycha, ale ja nie lubię się zatrzymywać przy podchodzeniu.

Tak rozpoczyna się nasz kolejny dzień aklimatyzacyjny.

Dzisiaj wędrujemy na wysokość 3880 m. n.p.m. do najwyżej położonego na świecie lotniska oraz hotelu Everest View, który został wybudowany przez Japończyków.

Przybywają oni na to miejsce bezpośrednio z Kathmandu samolotami. Lądują na pobliskim pseudo lotnisku i są transportowani z założonymi aparatami tlenowymi do hotelu.

A wszystko po to aby ujrzeń zapierającą dech w piersiach panoramę najwyższych ośmiotysięczników w regionie z hotelowego tarasu.

A poza tym, kto by nie chciał nocować w pokoju z widokiem na Everest.

Łyk cytrynowej herbaty i schodzimy niżej do Namcze Bazar.

Po drodze odwiedzamy jeszcze buddyjską świątynię.

Zdejmujemy i pozostawiamy buty przed wejściem do środka, a przed naszymi oczami ukazuje się wielobarwne pomieszczenie w jaskrawych, kontrastowych odcieniach. Liczne figurki buddy, zdjęcia Dalajlamy, różnobarwne tkaniny, przepięknie malowane freski na ścianach, porozkładane tkaniny z motywami religijnymi, liczne świece i inne przedmioty z brązu, srebra.

Ciężko wszystko wyliczyć i trudno się zorientować, co tak na prawdę oznaczają. Czego są symbolem.

Polski akcent

Zasiadamy wygodnie na wysokich poduszkach w jednej z kawiarenek. Podciągam kolana do piersi i rozsiadając się wygodnie po turecku. Zdejmuję przez głowę i ramię aparat.

Jesteśmy w Namcze Bazar w czasie czasu wolnego, po wyjściu aklimatyzacyjnym.

Rozpinam i zdejmuję sweter puchowy. Jednak polar i puch to już za wiele.

Wyjmując rękę z rękawa rzuca mi się w oczy popielniczka ze stolika. A właściwie umieszczony na niej adres strony internetowej, numer telefonu i zdjęcie pensjonatu oraz napis w języku polskim:

Miejsce na Jurze dla ludzi z pasją. Podlesice.

Mój podpis


Moje wyprawy zdjęcia

Zaobserwuj Magdalena Boczek:

Mam na imię Magda. Swoją przygodę z górami rozpoczęłam ponad 10 lat temu. Od tego czasu brałam udział w kilkudziesięciu wyjazdach i wyprawach górskich w różne zakątki świata. Jeśli lubisz jeździć w góry tak jak ja i chcesz zorganizować swój własny wyjazd w góry wysokie? To jesteś we właściwym miejscu. Pomogę ci zorganizować każdą wyprawę górską!