Aconcagua 2013 – Podsumowanie wyprawy

with Brak komentarzy

Aconcagua 2013 - Podsumowanie wyprawy (2)

U mnie wciąż trwa Festiwal Wiecznego Obżarstwa i … moja waga wskazała kilku kilogramowy wzrost, czyli wracam do wagi normalnej.

Argentyńskie zwyczaje chyba na dobre zagościły w moim obecnym życiu. Rozleniwiłam się strasznie i wszystko jak na razie jest maniana. Mam nadzieję jednak, że to jedynie chwilowy stan i niebawem wrócę do normalnej aktywności. I posprzątam na blogu co nie co.

Poza tym porządkuję zdjęcia i filmy z ostatniej wyprawy. Z tym ostatnim mam mały problem. Ale mam nadzieję, że niebawem go rozwiążę i będziecie mogli na blogu podziwiać przepiękne widoki andyjskich wierzchołków.

Tym czasem króciutkie podsumowanie z wyjazdu.

Zgodnie z planem udało nam się zrobić trawers z Doliny Vacas do doliny Horcones.

Niestety wyjątkowo kapryśna pogoda, krótkie i rzadkie okna pogodowe oraz bardzo silny wiatr (dochodzący nawet do 120 km/h na szczycie) pokrzyżował moje wejście na wierzchołek. I jak się później okazało nie tylko moje.

Szkoda. Pozostał niedosyt, chęć powrotu i nowe plany na przyszłość.

Aconcagua 2013 – Dotarcie do bazy Plaza Argentina

Wyleciałam do Frankfurtu 2 lutego i gdyby nie czujne oko wielkiego brata. A właściwie siostry to zamiast do Buenos Aires trafiłabym na jedną z greckich wysp.

Poza tym musiałam wyglądać dość śmiesznie z wielkim jak sklep plecakiem i skorupami na nogach, wśród turystów korzystających z usług standardowego biura podróży.

Wszystko jednak się dobrze skończyło i w końcu wylądowałam szczęśliwie we Frankfurcie.

W oczekiwaniu na resztę grupy postanowiłam, dobrym staropolskim zwyczajem, rozbić obozowisko przy maszynie z darmowymi napojami kawowymi Lufthansy.

Po południu wystartowaliśmy do boskiego Buenos Aires i po kilku godzinach lotu wreszcie wylądowaliśmy następnego dnia w Argentynie.

Po załatwieniu formalności na lotnisku ruszyliśmy miejskim autobusem do centrum argentyńskiej stolicy. Następnie przesiadliśmy się do klimatyzowanego autokaru z rozkładanymi fotelami pędzącego w stronę Mendozy.

4 lutego o godzinie 10:00 byliśmy już na miejscu. Od razu rzuciliśmy się w wir załatwiania formalności związanych z wyprawą.

Wynajęliśmy muła, opłaciliśmy permity i złożyliśmy wnioski o wydanie zezwolenia wejścia na Aconcaguę.

Ponadto zrobiliśmy ostatnie zakupy z Carrefour’ze. Kupiliśmy gaz do gotowania. Ja zjadłam z kilkanaście lodów w McDonalds’ie. Następnego dnia po godzinie szóstej z rana wyruszyliśmy kolejnym autokarem do Penitentów, gdzie mieliśmy rozpocząć swój trekking w stronę bazy Plaza Argentina.

W Penitentach zdaliśmy bagaże na muła. A następnie zostaliśmy przetransportowani samochodem do granicy parku narodowego. I tak po dwóch nieprzespanych nocach i porannym wstawaniu o godzinie czwartej wreszcie ruszyliśmy w tak długo wyczekiwane góry Andy.

Na granicy parku wstawiliśmy się grzecznie u strażnika. Odebraliśmy „zestawy startowe”. Numerowane woreczki na odpady i ruszyliśmy do góry.

Przed nami trzydniowy trek do bazy i codzienne pokonywanie wysokości.

7 lutego dotarliśmy cali i zdrowi do bazy Plaza Argentina.

Aconcagua 2013 - Podsumowanie wyprawy

Aconcagua 2013 – Działanie w górach

8 lutego po odwiedzinach u lekarza w bazie w celu zmierzenia poziomu saturacji i odebraniu kolejnego „zestawu startowego”, czyli numerowanego woreczka na fekalia, ruszyliśmy na lekko do góry w stronę obozu I.

Po powrocie i złym samopoczuciu oraz po kolejnej wizycie u lekarza postanowiłam zresetować się w bazie następnego dnia. Mój poziom saturacji pozwalał na ponowne podejście do góry. A ja wolałam pozostać na wysokości 4200 m, aby się trochę zregenerować.

W międzyczasie z obozu najwyższego część osób zaczęła wychodzić w stronę szczytu. Pogoda była wyśmienita, przede wszystkim słoneczna, jednak widoczny z bazy grzyb rozciągnięty nad Aconcaguą wskazywał na silny wiatr w kopule szczytu.

10 lutego zniecierpliwiona wyruszyłam do góry w celu przetransportowania depozytu i spędzenia nocki na wysokości 4800 m.

Kolejnego dnia zeszłam na dół do bazy po resztę pozostawionych rzeczy, które udaje mi się dotaszczyć do obozu I 12 lutego.

Kolejnego dnia znów wyruszyłam do góry w celu przeniesienia części rzeczy do obozu II (Campo 3) na wysokości grubo powyżej 5000 m.

Tego samego dnia, czyli 13 lutego, wróciłam do obozu I.

14 lutego w Dzień Walentego ruszyłam do dwójki, gdzie po spędzonej nocy 15 lutego osiągnęłam wysokość ponad 6 000 m, gdzie położony był nasz kolejny obóz III.

Pogoda jak na razie dopisywała. Jednak przy podchodzeniu do trójki wyczuwałam w dłoniach i stopach lekki chłód.

Nad ranem (ok. 04:00) 16 lutego, dniu mojego wyjścia do góry na szczyt, zaczął wiać silny wiatr, który z czasem przerodził się w huragan.

Wszystkie grupy ekspedycyjne postanowiły zejść na dół. Reszta wspinaczy także się ewakuowała z obozu. Niektórzy z przymusu, bo przy tak silnym wietrze (w kopule szczytu wiało ponad 100 km/h) stracili namioty i część sprzętu biwakowego.

My także zdecydowaliśmy się na zejście.

Aconcagua 2013 – Zejście do bazy Plaza de Mulas

Pod wieczór 16 lutego zeszłam do bazy Plaza de Mulas po drugiej stronie góry. Pozostawiając swój namiot w obozie II. Jednocześnie tracąc jakiekolwiek szanse na powtórne wejście na szczyt.

Cały kolejny dzień 17 lutego  spędziliśmy w bazie i dopiero 18 lutego zeszliśmy na dół do granicy Parku Narodowego. Resztę wyjazdu spędziliśmy w Mendozie i Buenos Aires.

Jak dla mnie wyjazd był bardzo udany, mimo tego, że góra dała mi nieźle po tyłku.

Jednak wiele wyniosłam z tej surowej lekcji, z której mam nadzieję trafnie wyciągnęłam wnioski na przyszłość. A poza tym na pewno nie uwierzę jak ktoś mi powie, że na Aconcaguę wchodzi się klapkach japonkach i z psem pod pachą.

Z górskimi pozdrowieniami

PS.

Tradycyjnie w kwestiach różnych pytań zapraszam do kontaktu poprzez formularz kontaktowy lub maila kontak@magdalenaboczek.com.

Zapraszam także do obserwacji mojego konta na Instagramie, gdzie na bieżącą pokazuje wam co u mnie się dziej oraz polubienia strony na Facebook’u, gdzie pojawia się więcej górskich wpisów.


Szczyt Aconcagua

Zaobserwuj Magdalena Boczek:

Mam na imię Magda. Swoją przygodę z górami rozpoczęłam ponad 10 lat temu. Od tego czasu brałam udział w kilkudziesięciu wyjazdach i wyprawach górskich w różne zakątki świata. Jeśli lubisz jeździć w góry tak jak ja i chcesz zorganizować swój własny wyjazd w góry wysokie? To jesteś we właściwym miejscu. Pomogę ci zorganizować każdą wyprawę górską!